sobota, 23 marca 2013

4 - Podróż.



Od samego rana mama z tatą krzątali się po całym domu. Trzeba było w końcu sprawdzić każdy zakamarek. Ala poszła do kuchni i trafiła akurat na śniadanie.
- Siadaj i się pośpiesz wylot mamy o 10:45. Zanim dojedziemy, jeszcze ta cała odprawa!
- Spokojnie, najwyżej zostaniemy w Londynie. - Uśmiechnęła się szyderczo Alicja.
Mama obrzuciła ją chłodnym spojrzeniem i wyszła z pomieszczenia.
Ala właśnie miała przełknąć ostatni kęs kanapki, gdy nagle obok niej zadzwonił telefon. Mało co się nie udławiła.
- Muszę zmienić ten okropny dzwonek.- pomyślała.
- Patrycja?
- O której masz wylot?
- 10:45, a co?
- No jak to co, muszę tam być! - rzuciła pospiesznie przyjaciółka i się rozłączyła.
Po zjedzonym śniadaniu, poszła zabrać swoje bagaże na przedpokój.
- Co ty tam bierzesz! Nie przepuszczą nas! Mamy nadbagaż! Dawaj to na wagę! - wrzasnął tata kiedy zobaczył 3 duże walizki.
- Biorę wszystkie moje rzeczy. Mam je tak tutaj zostawić?
- Obiecuję ci, że pojedziemy na zakupy jak już się wprowadzimy, ale do samolotu zabierasz połowę tego co tu masz. - powiedział stanowczo.
- Ha. Ciekawe gdzie na zakupy na takim zadupiu? Będę chodzić przyodziana w suknię z prześcieradła przeplataną kwiatami i słomą z resztkami gnoju.- powiedziała ironicznie Ala.
- Życie na wsi jest bardzo przyjemne. Spędziłem tak całe dzieciństwo. A ty co? Z Metropolii arystokratka się znalazła.- tym razem tata obrzucił Alę sarkazmem.
Zignorowała to i dodała tylko:
- Dobra, podrzucę je Patrycji, może sobie coś ładnego weźmie.
Przytaknął tylko i poszedł na górę.
Ala poszła umyć zęby i uczesać swoje długie, brązowe, kręcone włosy. Spojrzała ostatni raz na łazienkę, swój pokój i zeszła na dół, pospieszana przez rodziców.
Przed domem stał czarny mercedes. Na widok rodziny Alicji, z samochodu wysiadła wysoka kobieta i również nie niższy mężczyzna. Rodzice Ali przywitali się z nimi, dali im klucze, rozmawiali chwilę. W ostatniej chwili z samochodu wysiadła dziewczyna, która mała może 14 lat. Minęła Alę w milczeniu, obrzucając ją lodowatym spojrzeniem.
Droga na lotnisko minęła bardzo szybko. Po drodze przejechali obok London Eye i Big Bena.
Gdy dojechali, zostawili samochód na parkingu i poszli na odprawę.
Było dużo ludzi.
- Kochanie, jak chcesz to pochodź sobie po sklepach nam tu długo zejdzie. Weź komórkę, zadzwonię jak będzie nasza kolej.
Ala jednak nie miała ochoty. Wolała poczekać w tłumie ludzi.
Nagle usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się i ujrzała Patrycję biegnącą w jej stronę. Przyjaciółki uściskały się ostatni raz. Ali napłynęły łzy do oczu. Patrycji też.
- Zadzwonię jak będę na miejscu. Masz tu reklamówkę z moimi ubraniami. Weź sobie co ci się spodoba albo porozdawaj. Nie mogłam wziąć wszystkiego.
- Dobrze. Trzymaj się.
Ala poszła za bramkę.
Dwie godziny później siedzieli już w samolocie. Stewardessy pokazywały plan, w razie lądowania na wodzie, gdyby ktoś zasłabł itp.
Ala patrzyła na nie w milczeniu. Wystartowali. Tego dnia niebo było nad Londynem bezchmurne. Widziała z góry ulice, wysokie budynki. Mimowolnie łza skapnęła jej na gazetę, którą trzymała w ręce.
- Kiedyś tu wrócę.- pomyślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz